dając konać śmiercią powolną nieszczęśliwym.
Gdy odjechali do okrętu, alchemik kazał Azemowi i jego nieszczęsnym współwyznawcom pracować bardzo ciężko na dnie okrętu.
Tamci, okryci ranami, wystraszeni wytężali wszystkie swe siły aby wykonać zadaną pracę. Sił tych jednak było bardzo mało i wciąż spadały na nich plagi.
Azem robił ile tylko mógł, młody był i zdrów, z tej strony więc przyczepić się do niego nie mógł okrutny władca.
Ale zaczął go zmuszać do zmienienia wiary, na co Azem przywiązany do swych wierzeń zgodzić się nie chciał.
Bito go i znęcano się nad nim, aby zmusić do zaparcia się Mahometa, ale nic to nie pomogło. Cierpiał i trwał w uporze.
Pewnego dnia straszna burza zawrzała na pełnem morzu.
O ratunku nie było mowy. Rozszalałe fale unosiły się wysoko w górę, szarpiąc żagle i trzęsąc jak łupiną okrętem.
Nieszczęśni niewolnicy postanowili z tego przerażenia skorzystać i wyrwać się z rąk okrutnika.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.