Siostry z żalem, ale zgodziły się na wyjazd, zobowiązawszy go przedtem obietnicą, iż za rok zjawi się tu znów u nich i o swem pożyciu opowie.
Azem zgodził się i w otoczeniu mnóstwa sług, wielbłądów i wozów naładowanych złotem i kosztownemi materjami, które w podarunku od swych opiekunek otrzymał — wyruszył ku swej ojczyźnie.
Przyjechali bardzo prędko, gdyż w drodze im jakiś duch opiekuńczy pomagał.
Za dochowanie wiary, za męki, jakie Azem w niewoli u alchemika przeniósł, czuwał nad nim ktoś przez jego Boga przysłany i wszystkie trudności oddalał.
Z jakąż radością witała matka swego jedynego syna i cudną, jak kwiat synowę!
Wypowiedzieć tego nikt nie potrafi.
W dostatku, w szczęściu upłynął im rok tak szybko, że ani się spostrzegli, jak Azem zmuszony był jechać do swych opiekunek.
Płakał Azem, płakała cudna jego żona, zalewała się łzami stara jego matka!..
Ale cóż robić? — dotrzymać obietnicy musiał.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.