Postanowienie moje, — mówił nazajutrz Zyndbad podróżnik — pozostania już w ojczyźnie i nie wałęsania się po obcych krajach, nie długo trwało.
Opowiadania moich przyjaciół z jaką łatwością można zdobyć pieniądze zakupując towary i jeżdżąc za morze, skłoniły mnie do wyruszenia znów z towarami.
Jechaliśmy już długo, gdy naraz przed oczami naszemi ukazała się prześliczna wyspa, cała w kwieciach i drzewach owocowych tonąca.
Wylądowaliśmy naturalnie, chcąc wyszukać wody źródlanej i świeżych zakosztować owoców.
Wysiadłem i ja także i usadowiłem się w cieniu drzew przy bijącem źródełku. Reszta towarzyszy rozproszyła się po wyspie, szukając wody lub otrząsając owoce.
Wyjąłem swe zapasy podróżne, napiłem się dobrego wina i usnąłem.
Gdym się zbudził, towarzysze moi odjechali już dawno, mały punkcik na morzu, o mile całe odemnie oddalony, był naszym okrętem.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
Druga podróż.