zgrozą myślałem o tem, jaki to los mnie czeka.
Poszedłem na ów straszny obrzęd, widziałem nieszczęsnego męża umarłej, wrzucanego wraz z nią do grobu wraz z dzbankiem wody i siedmiu bocheneczkami chleba, słyszałem jego jęki i póki życia nie wyjdzie mi to nigdy z pamięci.
Z trwogą patrzałem teraz na żonę, żeby przypadkiem nie zasłabła i nie umarła, ale ani moje starania i zabiegi ani lekarze nic nie pomogli. Zachorowała pewnego dnia a na drugi dzień już jej nie było!...
Zawleczono mnie wraz z nią do grobu, zawalono kamieniem i pozostawiono w ciemności.
— O, czemuż mnie raczej nie pożarli ludożercy! — myślałem stojąc w pełnym zaduchu podziemiu.
Wolałbym umrzeć tam, jak tutaj konać powoli z głodu, pragnienia i braku powietrza!...
Ale jęki moje nic nie pomagały... Tuż koło mnie pełzało obrzydliwe robactwo, unosił się odór trupi, a wokoło rozrzucone kości, piszczele, kawałki tkanin jedwabnych
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.