Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

i mnóstwo przeróżnych drogocennych klejnotów.
Naraz usłyszałem szmer jakiś. Wytężyłem słuch, otwarłem szeroko oczy, żeby dojrzeć i czekałem...
Ujrzałem hyenę wchodzącą do podziemi a na widok żywego człowieka uciekającą.
Znikła mi z przed oczu, ale dokąd? Musi tu być chyba jakieś wyjście!
Sunąłem się więc wciąż naprzód i naprzód, torując sobie drogę rękami, depcząc po szkieletach i kościach.
Wreszcie, o radości! zauważyłem promyk słońca wchodzący do podziemi. Padł on z otworu u góry i wskazywał, że chwila jeszcze a będę poza grobami.
I rzeczywiście widać było wąski otwór między skałami. Przecisnąłem się przez niego i o! radości! znalazłem się na brzegu morza...
O, jakże dziękowałem Bogu za wyratowanie mnie od śmierci w grobie, jakżeż oddychałem teraz swobodnie czystem, orzeźwiającem powietrzem!
Skazany na śmierć i oto znów wolny!...
Zjadłem zabrane z sobą chlebki, ułożyłem się na piasku i usnąłem. Nazajutrz spo-