Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Nic na to nie mówił, tylko, gdy już skończyłem opowiadać, poprosił abym go przeniósł przez płynący strumyk.
Zgodziłem się z chęcią, prosząc, żeby się usadowił na mych ramionach.
Ale starzec z niepojętą siłą ścisnął mnie tak mocno, że ledwie mogłem oddychać, opasał rękami moją szyję i kazał siebie nosić po całym ogrodzie.
Co za męki znosiłem, tego wyrazić nie mogę.
Wciąż jak uwiązany u starca ani ruszyć się ani powstać nie mogłem. I to nietylko w dzień ale i w nocy.
Nareszcie jednego dnia wpadłem na pomysł. Skrępowany nogami i rękami starca, zdołałem zerwać winogron, których tu było mnóstwo, wycisnąć sok do butelki rzuconej na trawę i zakorkować.
Po niejakimś czasie, gdy stary potwór kazał się zawieźć na to miejsce, wypiłem trochę tego wina i odurzony, zapomniawszy o swej niedoli śpiewać i podskakiwać począłem.
Starca to zadziwiło i kazał dać tego wina. Podałem mu butelkę, którą wysączył do dna, poczem śpiewać zaczął nieprzyzwoi-