Przyjdzie się chyba zabrać stąd towar i wracać do domu.
Chwilę tylko jednak tak myślał, gdyż przypomniała mu się zaraz staruszka, mówiąca, żeby nikomu tu nie wierzyć, bo dużo jest złodziei i oszustów.
Poszedł więc na pastwisko i zapalił swem drzewem ognisko.
Płomień szedł w górę, paliło się tak doskonale, że, co kto przeszedł, zaraz pytał się kupca, czyby mu swego towaru nie sprzedał?
Kupiec gotów był oddać im wszystko drzewo, jakie posiadał, rzekł więc do jednego:
— Owszem, możesz to wszystko kupić, jestem gotów ci sprzedać.
Dał zadatek i pomieścił w swym składzie, pieniądze jednak miał zwrócić nazajutrz.
Kupiec odszedł od miejsca, gdzie handlował i zobaczył człowieka z jednem okiem błękitnem, drugiego mu brakło.
Spojrzeli na siebie i kupiec, który miał również niebieskie oczy, przystąpił do niego i rzekł:
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.