ła w ustronne miejsce, gdzie zaczął nad swą dolą w ciszy rozmyślać.
Zdrzemnął się trochę w tem zmartwieniu, gdy naraz obudził go szmer jakiś i stąpanie.
Obejrzał się poza siebie i dostrzegł tę samą, co i przy wejściu do miasta staruszkę, która, jak i wtedy prowadziła gromadkę owieczek.
— Dzień dobry panu, — odezwała się drżącym głosem, — cożto się stało? czy nie podoba się nasze miasto, że tak smutnie dumasz i w ustroniu się kryjesz?
— Moja dobra staruszko, — odpowiedział kupiec — mam ciężkie zmartwienie i nie wiem, jak z niego wybrnąć...
Nie posłuchałem ciebie, gdyś przestrzegała, żebym nie wdawał się tu z nikim, bo dużo jest złodziejów i oszustów, a teraz już jest zapóźno. Jestem zgubiony bezpowrotnie...
— Nigdy nie jest zapóźno, — odpowiedziała staruszka — kto ma w głowie rozum, ten ze wszystkiego wybrnie...
Opowiedz mi, co się stało, a poradzę ci napewno...
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.