Machmedowi odwiązali chustkę i kazano jaknajsprawniej wziąć się do tej tajemniczej roboty.
Gdy zeszył już ciało Kassima, zapłacono mu, zawiązano znów oczy i odprowadzono do domu.
Machmed nie wiedział gdzie zszywał ciało i kim był zabity i poćwiartowany człowiek i nawet nie był tego ciekawy, dość, że dużo na nim zarobił i miał na czas jakiś pieniądze dla utrzymania rodziny.
Żona zamordowanego doskonale udała chwilę rozpaczy, w której niby dopiero teraz straciła męża.
Znajomym i odwiedzającym zmarłego opowiadała, że umarł na serce, że nie chorował wcale i dlatego nikt o jego stanie zdrowia nie wiedział.
Uwierzono i ubolewano nad wdową, a na pogrzeb zebrały się setki ludzi, odprowadzających na miejsce wiecznego spoczynku zmarłego tak nagle Kassima.
Tymczasem zbójcy nie próżnowali. Zatrwożeni tem, że ktoś wie o miejscu schowania ich skarbów postanowili pojechać do miasta i wywiedzieć się coś niecoś o jego mieszkańcach.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.