Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

tłem swem blado zielonem słabo oświecała wnętrze.

Aladyn zdziwiony żądaniem stryja zdjął ją jednak i powoli wydostawać się począł ku górze.
— Wciągnij mnie, stryju! — zawołał z dołu przepaści do stojącego nad nią egipcjanina — udźwignąć mi trudno te wory bez pomocy kogoś drugiego.
— Oddaj Aladynie tę lampę, a wciągnę cię potem — odpowiedział na to czarownik — chciał bowiem plan swój okrutny wykonać, pozostawiając chłopca w zawartej przepaści.
— O, nie, stryju, — odpowiedział Aladyn — nie oddam niczego, dopóki tu jestem!...
Aladyn, jakby przeczuwał zamiar i głos jakiś wyraźnie mu szeptał, żeby niczego nie oddawał, zanim nie zostanie wciągnięty na ziemię.
Czarownik ani się spodziewał, że trafi na taki opór. Rozzłoszczony groził, że go zamknie w podziemi, gdzie marnie zginie bez wieści, ale nic to nie pomagało.