Hassan nie chciał na to pozwolić. Wszelkiemi siłami bronił mięsa przed krwiożerczym ptakiem, który widząc, iż mu się to nie uda, zrezygnował z żywności, porywając natomiast zawój z głowy Hassana.
Hassan krzyknął przeraźliwie, zrozumiawszy niestety za późno, że lepiejby było postradać mięso, jak zawój, w którym ukryty był cały kapitał otrzymany od Saada.
Biegł krzycząc za ptakiem, ale ten ani myślał oddać zdobyczy. Frunął na wysokie drzewo i znikł z oczu nieszczęśliwego biedaka.
I znów Hassan był jak i przedtem nędzarzem.
I znów szli w parę miesięcy po tej przygodzie dwaj serdeczni przyjaciele Saad i Sadi i zatrzymali się przed jego chatą.
— I cóż, Hassanie? — spytał Saad — jakżeż ci się wiedzie? Na co obróciłeś dane ci przezemnie pieniądze? Widzę, żeś taki biedak, jak i wprzódy.
Hassan opowiedział całą przygodę, której przysłuchiwał się jeden i drugi z niedowierzaniem.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.