kochał, i że, jeśli się na to zgodzi, uda się do jej ojca i poprosi o jej rękę.
Księżniczka zarumieniona przyznała mu się, że go również kocha, że pragnie jego być żoną, ale, że lepiej będzie i pewniej, gdy książe powróci do swego kraju i stamtąd przyjedzie po nią i zabierze.
Tożsamo myślał książe, ale bał się ją utracić, jeśliby bez niej odjechał.
Siedział więc wciąż w ukryciu, w pałacowem skrzydle przeznaczonem dla księżniczki i jej służebnych, niewidzialny dla nikogo prócz dla nich. Miał się dopiero ukazać przed królem, gdy pozwolenie od swego ojca otrzyma.
Tymczasem księciu nie śpieszyło się wcale odjeżdżać.
Chciałby jak najdłużej obcować z księżniczką, cieszyć się jej widokiem i szczęściem.
Cudne jej oczy, jak gwiazdy patrzały na świat Boży, napełniając radością serca tych, którzy na nią patrzyli, cóż więc dziwnego, że i serce księcia napełnione było uwielbieniem, patrząc na kochającą narzeczoną i że mu się od niej nie chciało odjeżdżać.
Tymczasem w Persji smutne się działy rzeczy.
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.