wnym koniu, aby módz czemprędzej zobaczyć się ze swym narzeczonym.
Jakież jednak było jej przerażenie, gdy spostrzegła, że lecą w przeciwną zupełnie stronę, że z oczu jej znika widoczny przed chwilą pałac księcia i że na drodze stoją dworzanie królewscy, wołający rozpaczliwie z wyciągniętemi ku niej rękami.
Przybyli właśnie z wielkim przepychem, z całym orszakiem służebnic i niewolników, aby przywieźć przed króla jego przyszłą synowę!
Księżniczka zrozumiała teraz, że podstępem została porwana przez jakiegoś niegodziwego człowieka i krzyczeć i wyrywać się z jego rąk poczęła.
Ale Chińczyk trzymał ją mocno i szyderczo śmiał się z jej usiłowań.
— Poco mnie porwałeś i czego chcesz odemnie, niegodziwy człowieku? — spytała wreszcie nieszczęśliwa księżniczka.
— Chcę, byś moją żoną została — odparł Chińczyk.
Zawiozę cię do mego kraju i tam pojmę za żonę.
— Co? ja będę twą żoną? obrzydliwy kosooki potworze?.. Nigdy!
Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.