Lecz biada temu kto w ramion
Namiętny uścisk pochwycon,
Kto marnych chwały jej znamion
Piętnami na dziś zaszczycon —
Kto tylko jej wszystko zawdzięcza
Przejdzie mu wiosna młodzieńcza
W kwiatach… ale mu na grobie
Wiecznego wieńca w żałobie
Niezłoży furja zalotna,
Pędząca — a niepowrotna! —
Chwytałaś Państwa i ludy,
Człowieka brałaś w objęcia,
By potem na kształt dziecięcia
Pijanego twemi cudy
Cisnąć go w otchłań bezdenną
Zkąd więcej niema powrotu!..
I dziką zaśmiać się hienną
Pędząc do słońc kołowrotu…
Kiedy twe słońce zachodzi,
To księżyc twojego czoła
Nietknie, w płaszcz nocy uchodzi
A ludzkość biada! zawoła!..
Tyś strąconego anioła
Najstarszą córą bez czoła!
Tyś trójcą furyi Makbeta
Jak bezserdeczna kobieta…
Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.