Białą ty byłaś różo mojej duszy
Dziś czarną miotam w otchłań Oceauu,
U stóp mych fala dziką falę głuszy
Wspomina tony znane życia ranu,
Uczucia drogie, razem, i przeklęte!...
Które się palą wulkanem serdecznym
I grzmią w pamięci jak wyrocznie święte
W świątyni wspomnień płoną zniczem wiecznym!
Dokąd na czole przez nas uwielbianem
Płonie ta gwiazda, której święte lśnienie
Tęczą łez naszych!... Co wraca natchnienie,
Której blask co dnia z radością witanym,
Zgina kolana, życiu przewodniczy!
Dla niej się ofiar — mąk — ni łez — nie liczy — —
Lecz kiedy gaśnie ta gwiazda na czole
I poczujemy, że była odbiciem
Tych ideałów co stwarzamy życiem
Drugich w nie strojąc jako w aureolę
By móc uklęknąć przed ich bóstwa chwałą...,
A! gdy czujemy, że świętością całą
Był ten ideał, cośmy dali tylko