Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

W Moiny wdziękach — na sali wezbrany
Spiżem głos jego, walecznemi słowy
Brzmiał — często miecza dobywał połowy —
Kędyż jest, mawiał, Komhal ukochany
Wędrowiec, dolin nasz, niezmordowany.
Czy wojsko swoje ku Balkucie sprawia,
Że tak zuchwale Klessamor się stawia?
Wodzu, odparłem z pożarami w łonie,
Własnym płomieniem duch mój tylko płonie
I bez bojaźni cienia, śród tysiąca
Stanę, choć Komhal daleko odemnie.
O cudzoziemcze! straszysz mnie daremnie
Chociem samotny, dłoń do miecza drżąca,
A miecz do dłoni drży, i błysnąć pragnie
Do twej się woli przenigdy nie nagnie!
Więc nie wspominaj daremnie Komhala,
8yna od brzegów kędy mętna fala
Krętej się Kluty wije i przemyka!
Wybuchła wściekłość mego przeciwnika,
Starły się miecze — runął w proch! bez życia.
Nad Klutą jego śmierć zbudziła wycia —  —
Tysiąc oszczepów zabłysło do koła,
Tysiąc nademną! nie ugiąłem czoła!
Przemogła przemoc. W toń Kluty skoczyłem
Na modrej fali — śnieżny żagiel zwiłem.
Przyszła nad brzegi samotna Moina,
Zapłakanemi śledząc mnie oczyma,
Z wichrami chmura szalała jej włosów,
W które tuliła cudną twarz ze łkaniem,
W dali rozpacze, łowiłem, jej głosów