Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

I toczyć będzie wzrok po fal przestworzu
A dzieci rzekną: Mamo! tam na morzu
Błysł jakiś okręt! król Balkuty może!
Lecz łzy zapełnią matczyne źrenice
Bo chociaż czeka, czuje że czekany
Leży — Morweuu ziemią przysypany!...
Tak dumał Fingal gdy Kartona lice
Pojrzawszy Ullin, schylił miecz trzy razy
I pieśń pokoju temi piał wyrazy:
«O chodź Kartonie na ucztę Fingala!...
Zamorski gościu! lub miecz wznieś do góry —
W powietrzu wrogów naszych duchów chmury
Drżą — lecz sławniejsza jest przyjaźń Morwenu!
O patrz Kartonie! jako morza fala
Liczne te wzgórki! na nich niezliczone
Kamienie szare, siwym mchem omszone.
Patrz na to pole! one strzegą progów
Kędy spoczęły kości naszych wrogów!
Tych głazów spytaj synu fal spiętrzonych
O moc Fingala!... choć czasem omszonych!...
«Czyżem niedorósł ojców moich zbroi!?
Ty lesistego spiewaku Morwenu!
Zawołał Karton. Czy obliczu memu
Bladość zaznaczona od tej pieśni twojej?
Przecz niepokoisz liczbą tych co legli
Mojego ducha! sławne już me ramię,
Ci co jak orły sławy mojej strzegli
Znają już miecza mego krwawe znamię,
Karton nie ugnie się — chyba się złamie!!!...
Taż jako młokos przez cię postraszony