Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Bard kiedyś przy grobie Kartona
Mógłby rzec, Fingal pokonał tysiące
Nim Kartonowi tchnienie uszło z łona?
O nie! o Bardzie na to jasne słońce
Na włos nie ujmiesz ze sławy Fingala!
Rycerze moi młodzieńca spotkają
A Fingal walce przypatrzy się zdala
Jeźli nad całą ich zwycięży zgrają
Jeźli ich zwalczy — nastąpię na niego
W całej mej sile, jak grzmiący spad Lory!...
Który z rycerzy orszaku mojego
Chce walczyć z synem mórz spienionych? Męże!
Na brzegu morza miecz mój piorunowy
Patrzcie! on dzierży swój oszczep sosnowy!
Naprzód wyskoczył Katull syn Lormana
W całej swej grozie wystąpił na czoło,
Trzydziestu młodych rycerzy w około
Z pokoleń górskich wyrosłych strumieni, —
Za nim ruszyła naprzód dzielna wiara,
Lecz oręż jego pod gromem Kartona
Upadł — i pierzchli jak trzoda spłoszona —
Runął zwalczony — a Karton śród szyków
Ubiegłych jego szukał wojowników
« O Klessamorze! ryknął król Morwenu
Gdzie twej potęgi oszczep pochowałeś
Czyż obojętnie na ten cios patrzałeś
Jak brat od Lory runął?
Biada Jemu!!!
Wstań w blasku stali o druhu Komhala,
Naucz młokosa z Balkuty co może
Ramię pokoleń — Morwenu! niech fala