Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

I sławie mojej!»
«Nad Morwenu szczyty
Wzrosłaby synu pychy niepożytej!»
Odrzekł Klessamor «Słynąłem ja w boju
Lecz nigdy nie znał wróg mego imienia!
O synu fali! poddaj się w pokoju
A poznasz ilu kurhanów szum, głosi
Miecza mojego sławę, i imienia!
Po ilu polach wicher ją roznosi!...
«Lecz ja» rzekł Karton «nigdy mego kroku
Wstecz nie stawiłem, o oszczepów królu!
W bitwach dotrwałem, i śród skonu bolu
Witałem sławę moją w krwi obłoku
Wyciągającą ramię ku wieczności!
O! nie lekceważ lat mojej młodości
Wróć do twych braci, wyszlij twych mołojców!
«Przecz ranisz duszę mą! na prochy ojców»
Ryknął Klessamor ze łzami goryczy —
«Wszak ma prawica nie drży i dość dzielna
By dzierżyć mogła miecz, co szczerby liczy!...
Maż mi Fingala chwała nieśmiertelna
Być świadkiem hańby, mnie com go ukochał?
O! nie — nie będę na mą starość szlochał!
W górę z twą dzidą! kroku nieustąpię!
Broń się! bo krwi twej iście nie poskąpię!
Wpadli na siebie jak dwa uragany
Morskie, nad które spiętrzyła się fala!...
Do swego miecza Karton rozegrzany
Modlił się aby w walce chybiał ciosu,
On czuł piekielnie, że szyderstwem losu