Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten z którym w walce krwawej się przewala
Bywał Moiny niegdyś oblubieńcem —
Skruszył mu oszczep — wydarł miecz iskrzący
Lecz starzec w walce ostatniej z młodzieńcem
Bok jego nagi dostrzegł — ojców swych kindżału
Dobył i zadał cios śmiertelny ciału!
I dostrzegł Fingal że Klassamor pada
Zatrząsł swą zbroją — wojsko patrzy — biada!
Jak szum burz dziki co wąwozem chodzi
Przed którym łowiec w pieczary ucieka
W której za chwilę przepadnie — kto brodzi,
Tak on popędził — Karton wryty stoi,
Bokiem lunęła krew — spływa po zbroi —
Żądza mu sławy szarpnęła trzewiami
Ale twarz jego zbielała — włosami
Rozburzonemi wiał wiatr! szyszak zsunął
Się — padło ciało — ale duch — nie runął!
Fingal nad krwawym młodzieńcem miecz wstrzymał
Złóż miecz! o królu mieczów! rzekł Komhala
Syn arcydzielny, chrobrześ miecz ten imał
I jak daleko pójdzie czasów fala
Sława się twoja zaćmić tu nie zdoła!
Czyś ty Wszechwładny król? Karton zapytał
Czyś ty piorunem śmierci co dokoła
Przeraża synów ziemi?» i zazgrzytał:
«Przecz Kartonowi pytać? on strumieniem
Gór swoich! w pędzie gwałtowny do końca!
On brat niebieskich orłów — posłów słońca!»
O! gdybym z królem był walczył choć chwilę!
Miałbym w skonaniu sławy! szczęścia tyle!...