Ty, wiecznie jasną radujesz się łuną!..
A kiedy burza przyćmi ziemi lice,
Toczą się grzmoty, leją błyskawice
Wyjrzysz z obłoku co świat cały chmurzy
I twą pięknością śmiejesz się do burzy.
Lecz Ossyanowym o! próżno źrenicom
Uśmiechasz ty się! bo Ossyan twym licom
Przenigdy już nie spojrzy oko w oko!
Czy z wschodu wzlatasz nad ziemią wysoko,
Czy toniesz w drżącej zachodu granicy —
Bo zgasła światłość w Ossyana źrenicy!
Lecz i tyś może jak ja — i ty słońce
Początki lat twych może mają końce,
I zaśniesz kiedyś w chmur grobowym wianku
Głuche na lube odgłosy poranku
A więc się wesel siłą twej młodości
Bo gorzką, chmurną, jest dola starości
Jak ten księżyca bieg zimny, ponury.
Co się przedziera w połamane chmury
I mgły rozświeca po wzgórzach zwieszone
A od północy wichry rozpędzone
Po błoniach gwiżdżą zagnane w manowiec,
Gdy śród swej drogi drży błędny wędrowiec!
Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.