Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

Której każdy bok ciemność czochra na błękitach
I nad brzeg mętnej Teuty kędy wojsko było
Przyniesiono Kolmara, powrozów tysiącem
Skrępowanego, smutny był, lecz okazały
Na nas poglądał okiem od zemsty płonącem
Ale fale nas rzeki rwiącej rozdzielały. —
Przypadł podły Duntalmo z obliczem poczwary
I zhańbionym orężem przeszył bok ofiary —
Padł Kolmar — i ostatnie słyszeliśmy jęki —
W strumień rzucił się Kalton miecz u jego ręki
Wrósł w pięści, żądzą zemsty. Za nim w nurt skoczyłem
I padło pod mym mieczem Teuty pokolenie —
Noc zapadła —
Duntalmo szedł w borów przestrzenie
I na skale chciał spocząć, ale wczasem miłym
I na chwilę niespoczął — bo nim żądza wściekła
Ku Kaltonowi wrzała, gorętsza od piekła!...
Ale Kalton stał w smutku, i płakał Kolmara
Kolmara co padł młodo, zanim jego sława
Wznieść się mogła i błysnąć. I pieśń ludów stara,
Pieśń żałoby zabrzmiała, w bojach starodawna
Którą nucić kazałem, by pocieszyć brata!
Ale on nieruchomy — nieporuszon spiewem
Padł o ziem!... Zadławiła głos jego ta strata!...
Przy nim oczy Kolmali zachodziły łzami
Czuła, że ojciec, albo kochanek jej zginie
I nocą zaszła dusza nieszczęsnej dziewczynie.
Noc mijała — i cisza była nad polami,
Sen jeszcze oczy wojska przywierał znużone