A duch Kaltona ucichł — jak uspokojone
Morze wielkiej boleści!... Napół zawarł oczy
Ale słyszał szum Teuty huczącej z uboczy
I przyszedł doń zdaleka duch Kolmara blady
I wskazując swe rany nad nim się pochylił,
I szeptał: „Syn Ratmora spi, jak w dzień biesiady
Gdy brat jego tam leży — ! czy pójdziem na łowy?!.
Może ciemno-śniadego jelenia, co zmylił
Tropy psów pogoniny? Kolmar zapomniany
Nie był — aż padł śród cichej kędy spi, dąbrowy!
Aż śmierć mu zagoiła tak boleśne rany!
Blady ja śpię nad Lory śniademi skałami
Wstań Kaltonie! już ranek ściga noc światłami
Przebudzi się Duntalmo — pierwsze jego słowo
Będzie urągowiskiem nad Kolmara głową!“
I znikł w burzy — a Kalton nagle przebudzony
Kroki odchodzącego czuł — w głębi wzburzony
Zerwał się — głosem trąby co ciszę rozdarła
Zbudził nieszczęsną Kolmal. Szła w tropy rycerza
I niosła za nim oszczep śmierci; wpół umarła,
Śród nocy — trzymająca się jego puklerza…
..........
..........
Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.