Strona:Nowelle (Halévy) 51.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mąż, człowiek zawiędły, ponury, kwaśną robi minę; on wie, co te „nienaśladowane suknie” kosztują... Jestto zapamiętały bibliofil; byłby wolał kupić jedną książkę więcej na wyprzedaży np. de Béhagne, który zawraca obecnie głowy wszystkim wielkim amatorom. — „Trzydzieści tysięcy franków rocznie na stroje... to waryacya!” — mówił sobie w duchu. — „Czyby nie lepiej było wydać te trzydzieści tysięcy franków w księgarniach z pasażu des Panoramas!”
Małżeństwo to spędza życie na wymawianiu sobie sukien i książek. W ciągu jednej z podobnych sprzeczek, żona odezwała się mile:
— Wiem, że się to dobrze sprzeda po twojej śmierci, ale tymczasem...
Pani de C., za którą wchodzi pan de C., jest uroczą, powiewna, mglista... Przypomina mi ten ładny frazes pani de Lafayette o Henryecie angielskiej: „Zdawało się ciągle że o serce prosi”. Pani d. C. rzeczywiście wodzi do koła okiem wabiącem i tkliwem.
— To ja. Jakże się panom podobam? Prześliczna jestem, prawda? Niezwracajcie uwagi na tego pana, co za mną idzie... on nic nie znaczy... to tylko mój mąż... Któryż z panów chce mię kochać? Ja tak lubię być kochaną... Rzućcie mi jałmużnę!... Jeśli nie macie drobnych, zdam resztę...
Otrzymuje jałmużnę i zdaje resztę. Wchodzi milutka kobiecinka, bez męża. Przyjęta jest ze skwapliwą uprzejmością i z pewnem politowaniem.
Gospodyni wyciągając do niej obie ręce, mówi po cichu, po cichutku.
— Sama?