Strona:Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

wpływem innego ościennego mocarstwa, by mógł rozwinąć własną swą indywidualność. Obce jarzmo wyryło swe piętno na języku, zwyczajach, a nawet architekturze kraju.
Trzy razy przemierzył już pryncypalną ulicę miasta. Mijali go rozmaici przechodnie: robotnicy, żebracy, dostatnio ubrani obywatele, kobiety, pożądliwie przyglądające się wystawom, dzieci, beztroskliwie bawiące się na chodnikach. Wszystko to wylewało się z wąskich, ciemnych przecznic na główną ulicę. Trzy razy już przeszedł koło jakiegoś żebraka, który, leżąc raczej, niż stojąc u wrót jakiegoś kościoła, natrętnie domagał się jałmużny. Nick Carter przystanął, nie miał jednak drobnych. Szukał ich napróżno we wszystkich kieszeniach: Żebrak chwycił go już za porę palta i czekał na datek. Gdy go jednak otrzymał, jeszcze mocniej uchwycił się nieznajomego i mówił: — Pan się omylił, mój piękny panie. Aż tyle mi pan daje?
Detektyw ze zdziwieniem spojrzał na żebraka. Nie zdarzyło mu się dotąd, by ktoś odrzucał datek, dlatego że był za duży.
Rozweselony poklepał żebraka po ramieniu.
— Może masz rację, stary, odrzekł w zadumie i teraz dopiero przyjrzał się bacznie żebrakowi. Rysy jego były ostre, wyraziste, a oczy nie miały w sobie tego tępego fatalizmu, który spotyka się zawsze u żebraków.
— Powiedzże mi wreszcie, dlaczego mnie zatrzymujesz, kiedy otrzymałeś już datek?
Żebrak pokiwał głową.