Strona:Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf/33

Ta strona została skorygowana.

— Los żąda za wielkie szczęście wielkiego okupu. Stary już jestem, więc boję się już wszystkich ludzi.
Detektyw odszedł kilka kroków. — Boisz się zawiści bogów? Cześć ci, starcze! Stworzyłeś sobie zdrową filozofję. Muszę ci dać jakieś zajęcie, byś odrobił banknot, który ci dałem.
Zawrócił i nachyliwszy się nad uchem starca, zapytał go szeptem:
— Słuchaj, znasz ty Balmę?
Detektyw zląkł się sam, widząc, jak sucha dłoń starca zacisnęła się nagle w pięść, w piersiach sparło mu oddech, a oczy rozszerzył strach.
— Jakie słowo wymówiłeś cudzoziemcze!
Radość niemal sparaliżowała mowę detektywowi. Czuł, że znajdzie nareszcie jakiś trop.
— Mów, co wiesz, starcze. Możesz zarobić dużo jeszcze takich papierków.
Stary potrząsnął głową, przestraszony, i odrzekł: — Nie mogę o tem mówić.
— Posłuchaj mnie jeszcze. Ty nie wiesz, ani kim jestem, ani co robię. Ale wiedz, że od twojej odpowiedzi zależy wolność i życie wielu ludzi. Pomyśl chwilę o nędzy tego kraju, o głodujących dzieciach i ojcach, którzy dopiero wtedy będą w stanie kupić chleba dla swoich, gdy państwo otrzyma pożyczkę.
Słowa te musiały staremu trafić do przekonania. Nick Carter ciągnął wiec dalej: — Czy możesz to wziąć na swoje sumienie, byś miał przemilczeć rzeczy, od których zależą losy tego kraju? Ty sam nie pragniesz już bogactwa dla