FUTURYZM jest terminem, który od dwuch z górą dziesięcioleci straszy w literaturze i sztuce europejskiej. Nie tak może straszy jego źródłosłów, co jego końcówka „yzm“, jak wszystkie zresztą.izmy“, będące przeważnie symptomem skostnienia i zszablonizowania się tego, co jest życiem w źródłosłowie dzięki twórcy, który, często bezwiednie i bezwolnie, a jednostkowo dał pochop gromadzie do stworzenia terminu. Koniec minionego stulecia pozostawił, po sobie litanję izmów (naturalizm, realizm, weryzm, parnasizm, symbolizm, intyrnizrn i t. d., by wyliczyć dorywczo jeno typowe).
Ostała po nich w sztuce garść tęgich, rzetelnych, samorodnych i samoistnych twórców, którzy nie „izmom“ zawdzięczają swą moc i wielkość, gdy ci, którzy dzierżyli się na powierzchni wzburzonej fali dzięki trzymaniu się ogona terminu, zapadli dawno lub zapadają zwolna na dno zapomnienia. Jeśli futuryzm więcej, niż jego antenaci, wywołuje zgiełku, nienawiści i odporu, to może dla tego, że żaden z „izmów“ nie miał tylu trabantów, którzy by tak nadużyli „cymbałów brzmiących i miedzi brzęczącej“, dla celów często nie tyle głoszenia z wiarą haseł swej sztuki, co autoreklamy i którzy by tak nadmiernie posługiwali się bębnem i trąbą, jako echami pracowni, w których „ciszy“ tworzą swe dzieła. Futuryzm, za którego twórcę niesłusznie w oczach „szerokiej publiczności“ uchodzi „głośny“ Marinetti, znaczy właściwie to samo, co „poezja przyszłości“, rzecz zgoła nie „straszna“, przeciwnie, z tęsknotą wyglądana przez wszystkie „żórawie z wyciągniętą w przyszłość szyją“. Każdy wielki twórca był zawsze „strzałą w jutro lecącą“, prześcigaczem swego poprzednika, ogniwem wynikającem z poprzedniego i warunkującem dalsze w łańcuchu wielkiego postępu sztuki, krótko: dodatkiem, plusem do „zastanej“ przez siebie sumy dobytków, dorobków, doświadczeń artystycznych.
Pod tym względem futuryzm stary jest, jak świat. Do propagandy jednak sztuki potrzebny jest „głos wołającego na puszczy,“ często gromki, jako pobudka bojowa falangi artystycznej wobec głuchoty i tępoty tłumu, jako apostolstwo umiłowanej Ewangielii, często brutalny i niedorzeczny, gdy chodzi o siebie nie o dzieło, gdy chodzi nie o apostolstwo, lecz o reklamę, o wywołanie sensacji dla przepchania się w I braku talentu łokciami. Tak było we wszystkich („czcigodnych“, bo starych) izmach, tak jest w (nieczcigodnym, bo młodym) futuryzmie. Futuryzm jako ta dziewiąta fala życia, uderzająca w stęgłe formy artystycznego wypowiedzenia się, niegdyś może giętkie, bujne i tętniące krwią, a nawet młodzieńczo bojowe, dziś kostniejące w coraz to zimniejszą maestrję i wtrtuozowstwo, w geometrję słów, w algebrę koncepcji — futuryzm, który chce wypełnić przepaść między chwilą pierwszego wzruszenia, „emocji artystycznej“, „upojenia twórczego“, a formą wiersza czy prozy, w jeden rytm
Strona:Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu/144
Ta strona została przepisana.