Wrażenie wywierał tak wielkie, taka była potęga wymowy jego kaznodziejskiej, że nawracali się nie tylko różni „nowinkarze“, odszczepieńcy, ale nawet żydzi, tatarzy przyjmowali wiarę chrześcijańską.
Owi odszczepieńcy przybywali na kazania Skargi z wielkiej ku niemu niechęci, nie mogąc mu wybaczyć, że siłą swej wymowy odwodzi ich od błędów heretyckich. Zdawało im się, że usłyszą nie jedno, z czegoby mogli sobie potem szydzić, a przez to śród swoich powagę Skargi osłabiać i okazać, że ów kaznodzieja nie taki znowu potężny, skoro na nich wpływu nie wywarł.
Nikt odszczepieńcom wstępu do kościoła nie wzbraniał, więc szli nieraz całemi gromadami. Czekają niecierpliwie, rychło Skarga pojawi się na ambonie. Ukazuje się na niej kaznodzieja, o postawie skromnej, i zaczyna mówić spokojnie, cicho, jakby nieśmiało. Nie jeden z „nowinkarzy“ tłumi uśmiech szyderczy, bo trudno mu zrozumieć, jak taka mowa spokojna, cicha, może wstrząsać sumieniami ludzkiemi.
Ale stopniowo coraz głośniejsze padają słowa z ambony, Skarga się ożywia, głos mu potężnieje, na twarzy i w oczach widnieje silne uniesienie ducha, ogarnia go zapał, wstępuje weń natchnienie Boże i oto z ust padają teraz słowa takie płomienne, że rozpalają wiarę w niewiernych, cnotę w grzesznikach.
Strona:O życiu, dziełach i zasługach Ks. Piotra Skargi.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.