mu się w duszę, dziwnie ją przeobraża i książę zostaje w kościele przez całe nabożeństwo, a gdy się skończyło, składa publicznie wyznanie wiary katolickiej, wyrzeka się luteranizmu i przed Skargą pokornie się pochyla z wdzięczności, że go swą wymową do wiary ojców nawrócił.
A stąd się brała ta potęga słowa, że był u Skargi nie tylko niepospolity rozum, ale i serce wielkie, miłości pełne dla świata i ludzi, i z serca jego płynęła prawda do serc ludzkich. Nazywał św. Jana „kaznodzieją miłości“ i sam był takim, bo rozumiał „rozmaite płakanie i zasmucenie ludzkie“.
Stąd się brała ta potęga słowa, że życiem świętobliwem stwierdzał to, czego nauczał, że wiarę miał potężną i prawdę ukochał i prawdę głosił, nie bacząc na nikogo, nie oszczędzając grzechu, czy on wyrósł pod królewską purpurą, czy pod wspaniałą szatą magnata, bo „wolał nosić z Chrystusem koronę cierniową, niż z królami tego świata, złotą“.
Takim był Skarga kaznodzieją, takim z ambony strażnikiem dobra publicznego i ludzkiej prawości. Powiedziano o nim, że „serca ludzkie trzymał w ręce i obracał niemi, kędy chciał“.
A był też znakomitym pisarzem, jednym z najznakomitszych, jakich Polska wydała. Biskup