Strona:O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Nawet naukę ceni o tyle, o ile ona wiedzie ku udoskonaleniu, uszlachetnieniu człowieka, o ile go uzacnić może i cnoty mu przydać. Gdyby widział, że nauka mogłaby wpłynąć na moralne zepsucie, że mogłaby uczynić ’uszczerbek w uczciwości, w pobożności czyjejś, toby ją potępił. Upatruje szczęście rodzin i narodu nie w wielkiej uczoności i w wielkim dostatku, nie w wielkiej potędze, nie w wielkiem znaczeniu, jeno w wielkiej cnocie.
I znowu przypomina się tu Zygmunt Krasiński, co tę myśl, tę wiarę Rejową, wypowiedział po tylu wiekach w prześlicznych słowach:

»Bo najwyższy rozum: cnota!«

Jako człek prawy nie lubił zwad. Trzycieski powiada: „Nigdy taka nań potrzeba nie przyszła, aby był powinien korda (oręża, broni) swego dobyć“. A w dziełach swych wszędzie upomina przed „burdami“. To też nieprzyjaciel rozterek, zwad, cenił łączność i zgodę śród ludzi. Chciał, by wszyscy żyli jak rodzina najbliższa, jak bracia, by wzajem odczuwali złą i dobrą dolę swoją, dzielili się dolą dobrą, a od złej bronili wspólnie. „Każda przygoda, komu się co trafi, nasza wszystkich wspólna jest“ — powiada ludziom do serca.
Nie lubił też wojny, a mawiał, że dobra chyba na to, ażeby „łotry i pijanice“ wygubić.
Serce miał tkliwe, dlatego też miłosierny był, uczynny i miał poczucie sprawiedliwości, co widzimy z tego, że zawsze i wszędzie ujmuje się za uciśnionymi.