Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

tatuś jest urzędnikiem, że tedy trzeba milczeć, jak kamień, i zachowywać spokój. To też, skoro rozlegał się znagła dzwonek, a we drzwiach stanął elegancki pan z walizką w ręku, ciekawski i wszędobylski chłopczyk wbiegał do pokoju blady, lecz spokojny, ze spiskowym na wargach szeptem:
— „Edmund“!
W zimową noc, późno, nad ranem, gdy od wielu godzin trwała w mieszkaniu pospolita wówczas w Warszawie scena, najścia gromady żandarmów moskiewskich, policyantów i jakichś cywilnych zbirów, — gdy wszystkie rzeczy uległy przetrząśnięciu, a sprzęty były przewrócone do góry nogami i dokładnie obejrzane, — i mały Adaś został wydobyty z łóżeczka rękoma dwu policyantów, a jego posłanie poddane gruntownej lustracyi i zrewidowaniu. Nic tam jednak w głębiach sienniczka i puchowego leniuszka nie znaleziono, zdaje się, coby państwu cara i jego w Polsce panowaniu zbyt bezpośrednio zagrażało. Dziecko zbudzone niespodzianie przez uzbrojony i wrogi tłum, hałas i zrujnowanie po nocy domowego ładu, nie wydało krzyku. Uważnie i spokojnie patrzyło na srogich pachołków, przetrząsających posłanie i na eleganckich oficerów w niebieskich mundurach, grzebiejących w szufladach wypielęgnowanemi rękoma.
Pewnego razu mały polaczek wystąpił zresztą z otwartością czynnie wobec przedstawicielstwa władzy moskiewskiej. Wszystkich moskali, żandarmów, sołdatów i wogóle brutalów, napastników, zbójów, wszelkie widma, zmory, strachy, obrzydliwe figury, a nawet pojęcia nazywał swem własnem słowem — „Muńka“. Prowadzony za rękę na spacer do Saskiego ogrodu, przy którego bramie wartował ogromny żandarm w pełnem uzbrojeniu i ze strzelistą kitą na okrągłej czapce, malec wyrwał rękę, stanął czupurnie przed wielkim żołnierzem, wspiął się na palce, zadarł głowę do góry i krzyknął na żandarma z nieopisaną pogardą:
— Ty! „Muńka“!

Otwock z jego górami czystego piasku i sosnowymi gajami, które, jak szczelna kopuła, tają pod sobą letni upał... Śliczny Świder, żłobiący swe łożysko w litym piasku pokładzie, modrym nurtem, pląsający ponad jasnym dnem nieskalanego podglebia... Otwock, z jego willami we własnym stylu „otwockim“, — stodoły i wozownie, zaopatrzone w strzeliste wieże i fantastyczne balkony, zwisające nad „tranzetami“... Otwock, zaopatrzony w liczne parki przy willach, gdzie karłowate i suchotnicze sosenki, otoczone sztachetami nadzłodziejskiej wysokości, noszą na swych pieńkach