Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

nież w głąb łodzi, biegnącej już to wysoko, niemal do poziomu pokładu, już opadającej pod kadłub okrętowy, synek pochwycił go za rękę i uszczęśliwionym głosem, na nikogo i na nic nie zważając, wołał wielokrotnie:
— Widziałem ją! Już ją widziałem! Widziałem! Własnemi oczami!
— Kogo widziałeś? Gdzie? Co?
— Kotwicę! O, tam jest! Tam! W takiem wyżłobieniu! Tam!
Szczęśliwy dla niego pobyt na Capri trwał parę miesięcy. Przyjaźń, zawarta z Marylą Wolską i małym Carlo Pagano, zabawy w gaju pomarańczowym, wycieczki na Punta Tragara w Towarzystwie Maksyma Gorki’ego i Ellen Key, do willi Tyberyusza, po wązkich zaułkach i stromemi drogami do Anacapri, codzienne z ojcem spacery w dół do Faraglinów, gdzie zielone fale morza, uderzając o twarde dno, skręcają się w kłęby, wzdymają w okrągłe banie, tarzają się, wiją w krąg i kipią, jak ukrop a w czarownych korowodach po tysiąckroć obiegają śliskie labirynty, progi, zatoki, ostoje i sienie. Kąpiele z ogrzanej wody morskiej w ogromnej glinianej amforze greckiego kształtu wracały władzę i sprawność złamanej ręce, a ruch, ostre powietrze i obfitość owoców przedziwnie dobrze wpływały na zdrowie. Ileż to radości, jakie szczęście dawało małemu turyście opływanie wyspy w łodzi, od skały do skały, zwiedzanie grot Verde, Rossa, Mitromania! W grocie czerwonej nie mógł się napatrzeć, nadziwić oszlifowanym kamieniom kredowego wapienia, które morze w głębi pieczary złożyło, jakoby swój skarbiec tajemny, — duszącemu gorącu jodowych waporów, kroplom ukropu, kapiącym ze sklepienia. Badawczemi oczyma przypatrywał się rubinowemu szlakowi korali na zewnętrznych skałach i ciemnogranatowemu z jeżów morskich, co na wysokości zalewu morza zdobią je, niby dwa gzemsy prześliczne. Chwytał rękoma piękne meduzy i w zachwycie patrzał na zaloty, skoki i tańce fal między złomami skalnemi. W grocie Mitromania słuchał legendy o kulcie Mitry, który tam, pono, miał swą świątynię... Wypłynąwszy zaś na pełne morze, obejmował zachwyconemi oczyma wyśniony żywioł swój, cudne ziszczenie dziecięcych marzeń, nieogarniony obszar rycerstwa swej duszy...

W drodze powrotnej, wysiadłszy na brzeg w zatoce Neapolu, po wielu zabawnych przygodach w czasie wsiadania na statek, mały podróżnik doświadczył dziwnego przypadku. Koń fiakra, pospolita siwa szkapa, poniósł powozik i przez całą długość Via Partenope pędził, jak oszalały, co tylko było w nim siły. Staruszek vetturino wypuścił z rąk lejce i, zrozpaczony,