Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

pisarz Henryk Sienkiewicz z żoną i synem, wycieczki łodzią powtarzały się coraz częściej. „Dzinia“ raz wraz zdążała to do Perros-Guirec, do Port-Blanc, do Tréguier z katedrą świętego Yve’a, przedmiotu walki dwu Joann z domu Penthièvre, — to znowu powtórnie do fortu Vauban’a na pierwszej z siedmiu wysp. Wielki pisarz nadzwyczaj lubił te wyprawy. Czasami całe towarzystwo udawało się do danego punktu końmi, a powracano łodzią, którą sami marynarze dostawiali na miejsce wskazane.
Adaś przypadł nadzwyczajnie do serca Henrykowi Sienkiewiczowi. Pasya do przygód, poszukiwanie niebezpieczeństw, marzenie o wielkich wyprawach podobały się w młodzieńczyku znakomitemu narratorowi, który wtedy właśnie na wyspie Plumanach pisał swój świetny utwór dla młodzieży p. t. „W pustyni i w puszczy“. Bohater nowej powieści tak się zespalał w umyśle pisarza z żywym chłopcem, iż często żywego Adasia Henryk Sienkiewicz nazywał przez pomyłkę — „Stasiem“. W czasie powtórnej na Siedm Wysp wyprawy wsiadło do „Dzini“ dziewięć osób, nie licząc załogi. Dzień był spokojniejszy, to też nikt w czasie tej wycieczki nie chorował na morską chorobę. W przerwach między jedną a drugą wyprawą morską odbywały się wędrówki piesze po okolicach, do odległych parafii na odpusty, czyli „pardon’y, gdzie podczas chłopskiej procesyi niosą las chorągwi białych z burbońskiemi liliami, do zapadłych wiosczyn z kamiennemi domami i samotnych „manoir’ów“, budowanych z bretońskiego granitu. Mały „pony“, konik hotelarza Padela, dobrze nieraz musiał się napracować, ciągnąc liczne towarzystwo po wyboistych bocznych drogach.
Po upływie paru tygodni panna Jadwiga Sienkiewiczówna, niezrównana przewodniczka tych wypraw, odjechała z rodzicami na Litwę. „Mousse“ pozostał jeszcze przez czas pewien w Plumanach, uczęszczając co ranka do miejscowej szkoły ludowej dla pobierania od nauczyciela lekcyi języka francuskiego i odrabiania calcul’ów. Musiał nawet podczas wakacyi dopędzać kolegów, rodowitych francuzów. Należała mu się za tę pracowitość nagroda. Pojechał do Londynu. Końmi do pięknego Lannion, zabudowanego starożytnemi domami, pamiętającemi zapewne świetne czasy Armoryki, władców z domu Plantagenetów i Penthièvre’ów, — z Lannion niewiarogodnie starożytną koleją, pamiętającą niewątpliwie urządzenia i zaopatrzenie wagonowe czasów Fultona, dziwnemi lokomotywami i jeszcze dziwniejszemi wozami, gdzie kuferki zawiesza się na haczyku pod niskim sufitem, a na parasole trzeba baczyć pilnie, żeby nie powypadały przez wielkie, jak na tak małe wagony, dziury w podłodze, — dobrnął szczęśliwie po całodziennem terkotaniu kół do Saint-Malo. Tu nareszcie zobaczył praw-