Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

scenę schalińską gotów był uwiecznić. Wówczas ajnos mniej zupełny uciekł na drugi koniec wystawy.
Największą przyjemność sprawiło małemu wędrownikowi zwiedzenie wielkich doków w Trillby-Dock. Mógł dokładnie obejrzeć ogromny transportowiec, który za parę dni miał wyruszyć do Australii. Napasł tu oczy kształtem całego statku, mógł wleźć pod jego spód, gdyż potwór stał w doku na suchym lądzie, obejrzeć jego niewidzialne dno, kotwice, śruby, maszyny, schody, urządzenie niezrównanych kajut jednej tylko klasy, sale wszelkiego rodzaju, kuchnie i maszty. Widział tam również przedstawicieli rozmaitych ludów południa indyjskiego, syngalezów, australczyków, malajów i „najprawdziwszych“ murzynów. Nieprawdopodobnego znowu murzyna słyszał przemawiającego do tłumu przy Marble-arch w „rogu“ Hyde-Parku — o konieczności ateizmu. Ta mowa murzyńskiego inteligenta miała za akompaniament psalmy, śpiewane fałszywemi głosy przez starego jakiegoś sekciarza, dwie damy wiekowe i pewnego młodzieńca o suchotniczym wyglądzie. W dnie świąteczne przypatrywał się nabożeństwu w rozmaitych kościołach i zborach — u anglików, anabaptystów, baptystów i t. p. Zarówno w dnie powszednie, jak świąteczne wyrywał się do „warjatek“, czyli teatrów variety, gdzie sztuki klownów i rozmaite dziwowiska, jak latające pianina, rekordy, tresowane zwierzęta i inne nadzwyczajności zajmowały jego uwagę.
Znaczna część wakacyi już upłynęła i trzeba było mieć się ku Paryżowi. Ruszono tedy w drogę powrotną, znowu ku Southampton koleją i statkiem do Saint-Malo, a stamtąd kolejami na Rennes do małej miejscowości Foret pod Fouenant nad zatoką Concarneau. Pokoik małego podróżnika mieścił się teraz we dworze, zwanym szumnie „château“ pana de S. szlachcica lotaryńskiego, którego przodkom król Stanisław Leszczyński nadał dyplom szlachectwa. Dyplom ów, oprawiony w odpowiednie ramy, wisiał w parterowym salonie, nigdy nie przewietrzanym i rzadko otwieranym, gdzie stały meble w pokrowcach i krążyły mole.
Dwór ów stał w głębi owocowego ogrodu, który oddzielony był od ulicy grubym i wysokim, niemal fortecznym murem. Zamczysta brama prowadziła do tego ogrodu, a każde otwarcie i zamknięcie fórtki poruszało dzwon, który, w razie potrzeby, mógłby wisieć i obsługiwiać parafię na kościelnej dzwonnicy. Szlachcic lotaryński grunta rozprzedał, część mieszkania wydzierżawiał letnikom, a z dawnych praw, czy zajęć feodalnych utrzymał się jedynie przy wyrobie cidru z niedojrzałych jabłek. Względem polaków, dzięki nigdy niewygasłej wdzięczności dla króla Stanisława Leszczyńskiego, żywił szacunek tak dalece wpędzający w zakłopotanie, jakby