każdy przedstawiciel nieszczęsnego plemiania z nad Wisły był kandydatem na tron, conajmniej lotaryński. Z okien na pięterku widać było ogromną zatokę Concarneau, wiecznie upstrzoną niezliczonemi łodziami poławiaczów sardynek, — miasteczko Foret, z jego domami, z których każdy mieścił w sobie, jeżeli nie jawną, to skrytą buvette’kę, — liczne zatoki, odnogi i szyje morskie, głęboko w ląd sięgające, — liściaste gaje, aleje i drogi, obrośnięte żywopłotami z jeżyn, wille po wzgórzach, a nadewszystko rozległe pola pszeniczne. Ten południowy zakątek Bretanii, zasłonięty od wichrów północnych półwyspem Finisterre, miał klimat ciepły, niemal południowy. Znalazło się tam liczne towarzystwo polskie z Paryża i z kraju. Byli dwaj bracia Jarkowscy, dr. Jan, lekarz paryski, i inżynier Witold, później profesor aeronautyki w politechnice petersburskiej, zamordowany wreszcie, jako zakładnik, przez bolszewików. Podówczas inżynier Witold ukończył w Paryżu swe ponowne studya i, jako pierwszy elew kursu awiatyki w Sorbonie, wykańczał w Foret swe czterotomowe dzieło, teoryę i praktykę nowoczesnego lotnictwa. Adaś znalazł w Foret liczną kolonię młodzieży z kraju i z Paryża. Codziennie otwierały się perspektywy wypraw wielkiemi i małemi łodziami do czarodziejsko pięknych dolin w stronie Rosporden, obrosłych bukami i dębami, lipą i klonem, wąskich szczelin między wzgórzami, zalewanych dwakroć dziennie przez przypływ. Można było z przypływem wkraczać daleko w głąb lądu, bawić się na odległych wybrzeżach, a gdy odpływ nastawał, dać się mu unosić aż do mielizn pod Foret. Owe mielizny, zdziary i wysypiska dawały tam i sam doskonałe miejsca do kąpieli, to też Adaś kąpał się i uczył pływać. Gdy inżynier Witold, poufale zwany „Tolem“ przez młodzież, której był niezrównanym przyjacielem i towarzyszem zabaw, siedział kamieniem nad swem dziełem, dr. Jan zabierał trzyletniego synka Jasia, braci Lasotów, braci Pomagalskich, pana Mieczysława Grünbauma, przechrzczonego na pana „Miodka Drymbała“, — i wyruszał z całą czeredą to tu, to tam, łodzią do którejkolwiek z zatok, lub pieszo do prześlicznego, starego, gotyckiego zamku na wzgórzu, który posiadł chłop zbogacony i zamienił na skład gnoju i siana. W czasie jednej z wycieczek łodzią, gdy po kąpieli używano setnie na zabawie gry w piłkę, strzelania do celu, wyścigów i igrzysk na plaży pod Fouenant, spostrzeżono zapóźno, iż morze odchodzi, a uwiązana łódź, kołysząca się powabnie na bujnej fali, osiadła najspokojniej na kupie piasku. Wieczór zapadał. Trzeba było ze wszystkiemi dziećmi, chłopcami i dziewczynkami, albo wbród przebywać mielizny i błota zatoki, co mogło być niebezpieczne, gdyż głębia nie była znaną, albo obchodzić długą szyję za-
Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.