domu z gorączką, nazajutrz dostał zapalenia opłucnej i przypłacił swój zapał wojenny ciężką, paromiesięczną chorobą. Zacny doktór Wespański wydobył go niestrudzoną swą opieką z tej niedoli, pomoc osób przyjaznych, a nadewszystko dobrej pani Wandy Lilpopowej, starała się urozmaicić wszelkimi sposoby strasznie ciężkie dni gorączki we mgłach, oparach i deszczach krakowskich, ale już młody organizm otrzymał wtedy pierwsze bezlitosne uderzenie. O, wielki smutku dziecięcy, głęboki smutku Adasiowy, jakiż cię opis wysłowi!
Kazano po opadnięciu gorączki opuścić Kraków i wyjechać do Zakopanego. Trzeba było przerwać naukę i werandować na Bystrem w domu braci Korniłowiczów. Siły powoli wracały. Uzbrojony w ciężkie buty, nabite gwoździami niewiarogodnej wielkości, skaut probował nart, saneczek, dalszych spacerów. Kiedy go pytano, czy owe buty, „guziaki„ nie ciężą mu przypadkiem, odpowiadał uspokajająco, z głębokiem przekonaniem, że gdy się w nich stoi na ziemi, to, doprawdy, wcale się nawet nie czuje ich ciężaru. Brał lekcye prywatne od Benedykta Wojczyńskiego i dr. Maryi Ratyńskiej, sadził na wiosnę gwoździki i biały bez pod oknami mieszkania p. Tadeusza Korniłowicza, pracował w pięknym ogrodzie. W czerwcu, dla dokończenia kuracyi wyjechał nad morze, do Paris-Plage, między Etaples i Bereck-sur-mer. W czasie tej zimy i wiosny rozrósł się i utył nadzwyczajnie. Fernand Paillet, którego rodzice mieli w Paris-Plage własną willę i który tam już oczekiwał na przyjaciela, ledwie mógł poznać rówieśnika w spodniach do kostek i kołnierzyku „dorosłym“. Dopieroż to zawrzały rozmowy! Ileż to sobie mieli de powiedzenia! Znikali z willi „Vercingetorix“ na całe ranki i popołudnia. Z pewnym panem Dachicourt, właścicielem statków i łodzi rybackich przy ujściu rzeki Canche, udawali się na połów w głąb morza, cofali się z przypływem aż do Etaples, a z odpływem płynęli gdzieś aż pod angielskie wybrzeża. Zawarli znajomość z rybakami i różnemi „wilkami morskimi“, którzy im udzielali wiadomości co do sposobów połowu ryb i różnych potworów morskich. Ponieważ rodzice Fernanda posiadali automobil, Adaś zwiedził okolice Touquet-Paris-Plage, aż do Boulogne i Montreuil. Gdy w Paris-Plage były bardzo tanio do wynajęcia wierzchowce, Adaś kilka razy w tygodniu jeździł konno po olbrzymiej plaży aż do Berck i ujścia Canche. Gdy go było obserwować z brzegu, stawał się mały, coraz mniejszy, zmieniał się w punkcik czarny i niemal znikał, ścigając się w galopie ze zwałami wiekuiście ruchomego morza. Brał tam lekcye gimnastyki i boxu od pewnego specyalisty, siłacza i doskonałego pedagoga. W ciepłe dni, mając wzbronione używanie kąpieli
Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.