mkną pociągi, długie groble obejmujące ogrom portu, — i ciekawe miasto. Widział tu licznych skautów angielskich, przesuwających się w ulicach, błądził po zaułkach, pełnych nędzy, przypominających brudne dzielnice Londynu, wreszcie obserwował życie groźnej fortecy. Z okna małej restauracyjki, z gościnnego pokoju na piętrze, gdzie stały stare meble angielskie, odwieczny zegar szafkowy i wisiały dawne portrety, patrzał na port przy blasku księżyca, na mnóstwo żaglowców, chwiejących się od wiatru i nieustający ruch wszelakiego rodzaju motorówek i łodzi. Wyruszywszy wreszcie w nocy z Dover, zawinięty w płaszcz, przechadzał się po pokładzie i przypatrywał morzu, na którem stała nieskończona pręga blasku księżyca. Wielka ilość latarni morskich na jednym i drugim brzegu zdawała się wciąż rozmawiać pomiędzy sobą tajemniczą mową swoją.
Po przybyciu późno w nocy do Calais nie można było znaleźć hotelu, ani wogóle noclegu. Ohydne szynki obok przystani, pełne pijących i wrzeszczących marynarzy, jakieś okropne jamy, które wskazywano, przerażały swym widokiem i dostępem. Trzeba było przebyć daleką drogę w ciemności do środka miasta, żeby znaleźć po nocy możliwe schronienie w jakimś małym hoteliku. Nazajutrz Adaś zwiedził Calais, miasto rozległe, porozrzucane na brzegach zatok i kanałów. Podziwiał arcydzieło Rodina „Six bourgeois de Calais“, stojące na niskim postumencie, u wejścia do parku miejskiego. Pisał niedawno o tych bohaterach wypracowanie w liceum, a teraz widział ich, uwiecznionych przez nieśmiertelnego plastyka, jak idą, chwiejąc się i zataczając, umierający a nieśmiettelni. Tegoż dnia powrócił koleją do Paris-Plage. Zbliżał się już koniec wakacyi i konieczność powrotu do Zakopanego i do szkoły. Trzeba było pożegnać słodką Francyę, która samo dobro dała czystej, młodej duszy. Rozstając się z przyjacielem Pailletem, Adaś zachowywał marsową surowość na twarzy i spokój. Patrzyli sobie w oczy groźnie i twardo, podali sobie ręce i rozeszli się w różne strony świata. Teraz — już nazawsze. W Paryżu Adaś stołował się w restauracyi, u Duvala na Boul-Mich’u, co sprawiało niemałą satysfakcyę, dawało przedsmak dojrzałości. Zwiedzał jeszcze miasto, kupował rozmaite płaszcze, gumowe miednice do kąpieli, przybory sportowe, boxerskie rękawice i t. p. Wreszcie odjechał w stronę ojczyzny z Gare-du-Nord...
Wskutek straty roku przez chorobę, po powrocie z wakacyi, zdawał egzamin do klasy trzeciej w gimnazyum zakopiańskiem. Szkoła mieściła