Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

Ucząc się wciąż i dobrze, Adaś przechodził z klasy do klasy. W klasie trzeciej miał jeszcze za dyrektora p. Czesława Pieniążka, a za gospodarza klasy p. Władysława Żarneckiego. W czwartej — za dyrektora p. Jana Jarosza, — a za gospodarza (w drugiem półroczu) p. Dr. Tadeusza Lehra, znakomitego slawistę, który zostawił w jego duszy dobre wspomnienie, — w piątej p. Wuttkego, — w szóstej pp. Stopę i Kowalczyka, — w siódmej (w pierwszem półroczu) p. Dr. Mieczysława Smolarskiego.
Po sprzedaniu „Łyski“, gdy gimnazyum przeniesione zostało na ulicę Zamoyskiego, trzeba było przybliżyć się do tego źródła nauki, ażeby nie biegać pod górę i zbyt daleko. To też Adaś zamieszkał w willi „Anielówce“, prawie naprzeciwko gimnazyalnego lokalu. Wnet po wprowadzeniu się do tego lokalu ciężko zapadł na zdrowiu. Pierwszy raz ukazała się krew w plwocinie. Długo leżał. Weranda. Smutek.
Dochodziły do jego uszu wesołe głosy z przeciwka, z internatu „na Polance“. Ze swej werandy widział kolegów, patrzał zdaleka na wyprawy skautów, ruszających w las ze śpiewem. Czytanie książek. Góry książek! Cała, zda się, Biblioteka Publiczna w Zakopanem, czytelnie i wypożyczalnie, książki stare i nowe — przesunęły się przed jego oczyma. Zaczął rysować i malować. Dziwne, tajemnicze witraże z klęczącym rycerzem i świętym biskupem, ukazującym się w aureoli, — bogowie, piękni, wykwintni ludzie... Gdy Adaś był uczniem klasy szóstej, staraniem grona wychowańców i wychowanic gimnazyum urządzony został „Wieczór wspomnień z przeszłości Polski“ na dochód miejscowej ochronki po żołnierzach Legionów Polskich, 18 grudnia 1916 roku. W części trzeciej tego przedstawienia dawano „Noc Listopadową“ Wyspiańskiego, a Adaś grał rolę Piotra Wysockiego. Doskonale ucharakteryzowany grał świetnie, pierwszy i ostatni raz w swem życiu, występując na scenie. W główniejszych rolach występowały jego koleżanki z gimnazyum: Danuta Drużbacka, Pelagia Mielochówna, Wanda Sztegmanówna, Romana i Zofia Wyrzykowskie i kilku kolegów.
Straszne dzieje wojny, huczące zdala od łóżka i leżaka chorego chłopca, najście niemców na Francyę, nieustanne uderzenia w kierunku Paryża, niszczenie Reims, nieśmiertelny opór Verdun — przejmowały jego duszę szczególną i jedyną „oryentacyą“. Jeżeli kto w Polsce czuł straszliwą grozę, istny trzask w sercu bomb i kul, padających na Paryż, to on najbardziej. Oto wybuchła ta wojna, o której śnili, gaworzyli i do której tak parli dwaj mali chłopcy, francuz i polak idąc dzień dnia przez ulicę Denfert-Rochereau i wygłaszając swe śmieszne tyrady!... Od samego początku tej wojny