Zły i coraz gorszy stan serca nie pozwalał chodzić. Czasami tylko kilkadziesiąt kroków po ulicy Jagiellońskiej, — raz aż do mostu na Przeczniczy. Dr. Antoni Kuczewski, który go stale odwiedzał, pozwolił natomiast wyjeżdżać na spacer fiakrem. Gdy pierwszy raz po długiej, morderczej, straszliwej zimie wyjechał z ojcem w górę ulicy i gdy naprost parku ujrzał zieloną łączkę, przerzniętą wzdłuż rowu żółtą smugą kaczeńców, usłyszał śpiew kosów, rozejrzał się po ziemi, po drzewach, po górach, po obłokach, uśmiech nieopisanej radości, — gość tak dawny! — zajaśniał na jego twarzy. Jeszcze raz szczęście życia i roskosz wiosny zajrzała do jego oczu. Jeździł tedy codziennie, o ile tylko można było dostać, a raczej użebrać, fiakra, ku Jaszczórówce, Kuźnicom, na dół Chramcówkami i przez Kościeliską ulicę ku Sanatoryum. Ale męczyła go i sama jazda fiakrem. Kurz najlżejszy dokuczał. Na schody mógł wstępować tylko noga za nogą, z trudem dysząc. Więc leżenie na werandzie „Nieczui“, wśród krzyku dzieci, bawiących się na podwórzu. Listki jesionków i grabiny poczęły rozwijać się w parku pp. Szczeniowskich, przylegającym do terytoryum „Nieczui“. Patrzał całemi godzinami na te stulone, jasne listeczki. Czasami odwiedzali go koledzy i koleżanki: Franciszek Zdański, Ryszard Hoffman, Stanisław Żychoń, który przyjechał z legionów, Zofia Sulkiewiczówna, Wanda Sztegmanówna i inni. Słuchał historyi szkolnych...
Kiedy profesor dr. Jan Müller, nauczyciel języka niemieckiego, zapytał, czyby sobie życzył, ażeby na radzie profesorskiej poruszoną została i wyświetloną zupełnie sprawa zajścia z kolegą D., który tuż przed chorobą tak go dobrze potraktował, Adaś odpowiedział kategorycznie i z niewymownym uśmiechem:
— O, nie! Nigdy!
Lekarz doradzał wyjazd z Zakopanego na niziny, mniemając, że będzie to może lepiej dla osłabionego serca. Adaś marzył o Nałęczowie. Upływały dni maja. Święta, obchody, uroczystości... Dalekie głosy pieśni skautów, idących w góry, sygnały ich trąbki. Ciężka głowa dźwiga się z leżaka, gdy hasło dobiegło do ucha. Błysk oka, uśmiech...
Ciepłota wciąż za niska, a tętno wciąż nadmiernie szybkie. Coraz gorszy sen, brak apetytu i znikanie w oczach mięśni ciała. Chude, bezwładne dłonie leżą na kołdrze. Straszliwa chmura w oczach. Ten miesiąc maj, jakgdyby jeden straszliwy dzień!...