W pierwszych dniach czerwca wizyta prof. Latkowskiego. Po konsultacyi — wyrok, szepnięty ojcu do ucha, w nocy, w ciemnym korytarzu willi „Nieczuja“.
Życzliwi profesorowie gimnazyum pragnęli ułatwić Adasiowi zdanie egzaminu, ażeby mógł otrzymać promocyę do klasy ósmej i nie tracić wskutek choroby tak drogiego szkolnego roku. Ale już nie chciał...
W połowie czerwca nastąpił wyjazd z Zakopanego, poprzedzony staraniami, zabiegami i nieustanną pomocą pani Maryi Dembowskiej. Po wielu korowodach udało się dostać oddzielny przedział w nabitych zawsze, krótkich pociągach. Zeszli się na dworcu koledzy z gimnazyum zakopiańskiego. Żarty ich i wesołe słowa pożegnania nie bawiły już nieszczęśliwego Adasia. Drogę do Krakowa zniósł dobrze. Cieszył się bardzo, że jedzie. Późno w nocy na dworcu w Krakowie oczekiwała pani Marya Dembowska, pani Wanda Lillpopowa, panna Jadwiga Sienkiewiczówna, Dr. Kazimierz Rouppert, który z miłością ofiarowywał własne dla chorego mieszkanie i chciał go brać ze sobą, — oraz pan Jakób Mortkowicz. Ale, dzięki zabiegom pani Dembowskiej, był już w Hotelu Francuskim przygotowany pokój, co w owych czasach było niezrównanym sukcesem, — a nawet uruchomiona po nocy winda hotelowa. Prowadzony popod ręce, chory wsiadł do fiakra i znalazł się wkrótce w wygodnym pokoju. Nie uspokoiło się po zjechaniu z wyżyny biedne serce. Prof. Latkowski, który przybył nazajutrz, przepisał ostre środki, — owo „Dionini“... — i radził jechać dalej. Ale jazda koleją w owej dobie była torturą i katuszą dla zdrowych. Cóż mówić o ciężko chorym! Trzeba było na dworcach, po nadejściu pociągu, zdobywać łokciami i pięściami nie miejsce w przedziale, lecz możność wepchania się na schody, wtargnięcia do środka. Ludzie wprost bili się we drzwiach wagonów i spychali słabszych ze schodów. Dzięki niestrudzonym staraniom p. Mortkowicza, uzyskane zostały telegraficznie z Wiednia miejsca w wagonie sypialnym na przestrzeni Trzebinia-Lublin, ale za to przestrzeń z Krakowa do Trzebini przejmowała trwogą wszystkich przyjaciół. Władze kolejowe nic poradzić nie mogły wobec braku wagonów, miały tylko do dyspozycyi brutalstwo w odpowiedziach swych urzędników. Jakże tu było zdobyć miejsce w tym strasznym pociągu? Adaś usiłował zebrać, skupić i wyładować ostatnie siły, żeby nie przyczyniać kłopotów, ale przecie ustać nie mógł na schodach. Na dworcu, w chwili gdy pociąg ze Lwowa wszedł pod szklany dach krakowski, panie Dembowska, Lillpopowa, pan-