Strona:O Buonapartem i o Burbonach.djvu/17

Ta strona została przepisana.
XV
O BUONAPARTEM I O BURBONACH

wiem po czem. Kiedy się skierował w moją stronę, nie wiedziano kogo szuka; szeregi otwierały się kolejno; każdy spodziewał się, że konsul zatrzyma się przy nim: widać było, że te omyłki niecierpliwią go. Usunąłem się za sąsiadów, nagle Bonaparte rzekł podniesionym głosem: „Panie de Chateaubriand!“ Zostałem wówczas na przodzie, tłum bowiem cofnął się i zamknął zdała kołem rozmawiających. Bonaparte zagadnął mnie bardzo poprostu; bez komplementów, bez zdawkowych pytań, bez wstępów, zaczął z miejsca mówić do mnie o Egipcie i Arabach, tak jakgdybyśmy się dobrze znali i jak gdyby ciągnął dalej zaczętą już rozmowę. „Uderzało mnie zawsze, rzekł, ilekroć widziałem jak szeikowie padają na kolana w pustyni, że obracają się ku wschodowi i dotykają piaskiem czoła. Co oni za nieznaną rzecz ubóstwiają w tym wschodzie?“

Bonaparte przerwał, i, rzucając się bez przejścia w inną myśl, ciągnął: „Chrystyanizm! Czyż ideolodzy nie chcieli zeń uczynić systemu astronomii? A gdyby nawet, czy myślą że mnie tem przekonają że chrystyanizm jest mały? Jeżeli chrystyanizm jest alegoryą ruchu sfer, geometryą gwiazd, daremnie mędrkowie się silą: mimowoli zostawili dość wielkości ohydzie [1].“

  1. L’infame, aluzya do słynnego wykrzykniku Woltera: „Ecrasons l’infame“.