Tuż po tych słowach, Bonaparte oddalił się. Niby przed Hijobem, w mojej nocy, „duch przeszedł „przedemną; włosy zjeżyły mi się na ciele; on „stał tutaj; nie znam jego twarzy i słyszałem jego „głos niby tchnienie“...
Jasnem było, że Bonaparte chce wciągnąć Chateaubrianda do współpracy; mimo to, nie dawał znaku: czekał na rękojmię. Taką rękojmią stała się dedykacya drugiego wydania Ducha chrześcijaństwa; odpowiedzią pierwszego konsula było mianowanie pisarza sekretarzem ambasady w Rzymie. Ambasadorem był kardynał Fesch, wuj Bonapartego.
Stanowisko to nie było dla Chateaubrianda dobrze obrane. Nie był on człowiekiem zdolnym odgrywać podrzędną rolę, kardynał zaś nie był wygodnym przełożonym. Więcej zadowolenia wróżyło pisarzowi samodzielne poselstwo w Valais, które miał objąć z kolei. Po drodze zatrzymał się w Paryżu i udał się na audjencyę do pierwszego Konsula. Uderzyła go zmiana rysów Bonapartego, jego niepokój, wzburzenie wewnętrzne, jakby zakłopotanie.
Strona:O Buonapartem i o Burbonach.djvu/18
Ta strona została przepisana.
XVI
OD TŁÓMACZA