Strona:O Buonapartem i o Burbonach.djvu/61

Ta strona została przepisana.
37
O BUONAPARTEM I O BURBONACH

ranny staje się dla Buonapartego ciężarem: tem lepiej jeżeli umrze, kłopot z głowy. Stosy okaleczonych żołnierzy, porzucone bezładnie w jakimś kącie, zostają niekiedy dni i tygodnie bez opatrunku: niema dość obszernych szpitali aby pomieścić chorych siedmiuset albo ośmiusettysięcznej armii; niema dość chirurgów aby ich pielęgnować. Nie zatroszczył się o nich ten kat Francuzów: często brak apteki, brak ambulansów, niekiedy zgoła brak narzędzi aby ucinać zmiażdżone członki. W czasie kampanii moskiewskiej, w braku szarpi, opatrywano rannych sianem. Zbrakło siana, poginęli. Pół miliona rycerzy, zwycięzców Europy, chwała Francyi, błądziło wśród stepów śniegowych, wspierając się na sosnowych gałęziach, nie mieli bowiem siły unieść broni; za całą odzież mieli skórę koni, których mięso posłużyło im na ostatni posiłek. Starzy wodzowie, z włosem i brodą nastroszonemi od spoli, płaszczyli się przed żołnierzem, któremu zostało nieco żywności, aby wyżebrać odeń jaką odrobinę: