kiego rozmysłu. Tłomaczy to tylko, co albo nauce korzyść przynieść może, lub to, czego literaturze naszéj niedostaje. Nie kusi jej powieść, ani poezya liryczna, bo jednego i drugiego olbrzymie u nas zasoby. Natomiast widząc brak w naszej literaturze poematów historycznych tego zakroju jak, „Cyd“, albo „Roland“, przyswaja je polskiemu językowi.
W tłomaczeniach pani Duchińskiej widać nietylko natchnionego poetę, lecz ścisłego i wiernego kopistę oryginałów.
Przymiot ten ważny nadać mogła swym pracom, bo nie ogranicza się na dokładnem jedynie zbadaniu oryginała, na przejęciu się nim, ale czerpie natchnienia do przekładów u tych samych źródeł, które ducha wieszcza natchnęły. Mając tłomaczyć „Cyda“, jedzie do Hiszpanii i tam na miejscu szuka tradycji bohatera, rozmawia z jego cieniom, poznaje go na rodzinnej ziemi i przywozi garść natchnień, z których już nie tłomaczenie, ale — jakby odświeżony Iryska oryginał.
Na ostatniem naszem posiedzeniu sprawozdanie o pracach pani Duchińskiej zakończyłem wy-