Strona:O jaskółce i ziarnku (1939).djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

zrywała się i pędziła na polowanie. Samczyk niezmordowanie przez cały dzień znosił pożywienie swym wiecznie głodnym dzieciom. Pisklęta były nienasycone. Ledwie połknęły jedną muchę, zaraz otwierały szeroko dziobki i dopominały się o następną.
— A to żarłoki — dziwiły się dziewczynki — ani chwili wytchnienia nie dają rodzicom.
Pewnego dnia znikł tata-jaskółka. Może go kot zadusił lub sowa w nocy złowiła. Samiczka przez cały ranek krążyła niespokojnie dokoła gniazdka i głośnym piskiem nawoływała swego małżonka. A tymczasem dzieci podniosły wrzask:
— Jeść, jeść, jeść...

Biedna jaskółeczka musiała teraz sama myśleć o wyżywieniu całej gromadki, a tu pisklęta z każdym dniem stawały się coraz bardziej żarłoczne.

O jaskółce i ziarnku9