Strona:O lekceważeniu ojczystej mowy.djvu/06

Ta strona została uwierzytelniona.

Skłoniła ją do tego rzecz na pozór drobna. A to poprosiła pewnego razu, aby jej przetłumaczono wyraz „pfeifen“. Zdziwiła się niezmiernie, gdy jej wymieniono trzy odcienia tego czasownika, a to: gwizdać, gwizdnąć, gwizdywać, tudzież czasownik pokrewnego znaczenia: świstać, świstnąć, świstywać. Ze zdumieniem spostrzegła, że w niemieckim języku takiego wyrazu niema. Również zastanowiła ją obfitość zdrobniałych i zgrubiałych rzeczowników. Owe „gwizdać, gwizdnąć, gwizdywać“ stały się dla Grossmannównej pierwszą podnietą do tego, aby się zabrać do wyuczenia polskiego języka. Czytywała też po polsku wiele, a nie tyle dla treści dzieła, ile dlatego, „aby doznawać przyjemności, rozkoszując się bogactwem słownictwa, prostotą i jasnością w układzie myśli“, jak to sama mówiła.
Za dawnych czasów, kiedy w kraju naszym niemieckie były szkoły, zajmował w tarnowskiem gimnazynm posadę profesora matematyki, Niemiec Schrei. Przez lat kilka wśród Polaków przebywając, poduczył się cokolwiek po polsku, a poznawszy nasz język, wyrażał się często, że pojąć mu trudno, dlaczego Polacy tak skwapliwie, tak chętnie