bożeństwa (samâdhi) i zostać zupełnym kwietystą (arhat) prawdziwym i skończonym synem Budy (Bodhisattwa), trzeba przechodzić[1] przez liczne ćwiczenia praktyczne (Karmasthâna), których południowy budyzm na wyspie Ceylon, wymienia aż czterdzieści. Wspomnę choć o kilku, aby dać wyobrażenie o duchu i treści tych dziwnych a tak poniżających godność ludzką zabobonów, w których powierzchowni a więcej namiętnością, niż rozumem powodujący się pisarze, odkrywają pierwowzór chrześcijańskiej religii i cywilizacyi. Zboczenie moje zasługuje na tem większe pobłażanie, że nasza literatura niema dotąd żadnego dzieła o budyzmie, do któregobym mógł odsyłać czytelników.
Przednie miejsce zajmuje dziesięć kół kosmicznych[2], które wyobrażają albo cztery żywioły (ziemię, wodę, ogień i powietrze) albo cztery kolory (niebieski, żółty, biały i czerwony), albo miejsce, według tego, czy kto modli się w domu, czy na dworze. Praktyka zaś koła ziemnego w ten sposób się odbywa, że zrobiwszy[3] sobie tarcz okrągłą z gliny lub ziemi, lub w braku takowej wpatrzywszy się w rolę zaoraną powtarza mistyk rozliczne nazwy ziemi, a rozmyśla o tem, że i ciało jego z ziemi się składa. Ćwiczenie to powinien póty odbywać, dopóki nie zakręci mu się w głowie, a nie wpadnie w rodzaj snu magnetycznego. Nabrawszy wprawy dostatecznej w tem rozmyślaniu, mistyk przechodzi do koła wodnistego, wlepiając oczy nieruchome w morze lub jezioro lub wreszcie w garnek z wodą[4]. Przytem powtarza wszystkie sanskryckie nazwy wody, myśląc o częściach wodnistych swego ciała, dopóki nie popadnie znowu w sen lub letarg magnetyczny. W podobny sposób ćwiczy się asceta na innych kołach: wpatruje się w ogień, czy to przez dziurę, zrobioną w plecionce, skórze lub sukni; w powietrze, czy w niebo wpatruje się przez okno lub szczelinę we drzwiach, albo też wlepia oczy w ścianę, na którą światło wpada. Ćwiczenie kół kolorowych na tem polega, ze się wzrok zatapia w kwiat