mógł opowiadać tak dokładnie, nieraz nawet drobiazgowo, bez powpadania w kontradykcye. Nie można twierdzić z Renanem, że autor korzystał z lokalnych podań efezyńskich, bo żaden Efezyjczyk nie byłby potrafił narysować topografii Świętego Miasta lub świątyni Syońskiej w trzydzieści albo czterdzieści lat po ich zburzeniu; nie byłby zdołał opowiedzieć, dzień po dniu, całą mękę Pańską, jak to zrobił św. Jan. Na to potrzeba było naocznego świadka, który przez długie lata ugościwszy w domu swoim Najświętszą Pannę i w szczytnych z Nią rozmowach niezliczone razy przeszedłszy wszystkie chwile żywota Zbawiciela, aż do późnej starości zachował je w świeżej, młodzieńczej pamięci.
Naszkicowałem główne kontury wielkiej kwestyi, która od wielu lat toczy się o pisma najsłodszego z apostołów. Zastanowiwszy się nad stylem i treścią Apokalipsy wykazałem, że ona nie różni się od czwartej ewanielii, i że jest niewątpliwie dziełem ś. Jana, który wyjątkową miał władzę nad kościołami Azyi. Te z analizy ksiąg wydobyte argumenta okazały, że w najzupełniejszej zgodzie z tradycyą historyczną, która od początku II-go stulecia kościołowi efezyjskiemu przyznawała zaszczyt posiadania grobu Janowego. Ś. Ireneusz, który przez czcigodną postać Polikarpa wiąże tradycyję kościelną II-go stulecia z samym Janem ś., mówi wyraźnie, że on nietylko mieszkał w Efezie, lecz że napisał owe księgi, które bezskutecznie racyonaliści usiłują jemu odebrać.
Zatrzymaliśmy się dłużej nad objekcyami naszych przeciwników. Łatwo nam było dowieść, ze nie opierają się na podstawie historycznej; że nie zdołają zachwiać starożytnej tradycyi, która pozostanie zawsze jedną z najpiękniejszych kart pierwotnego chrześcijaństwa. Tradycya ta, przyjmowana przez katolików i wierzących protestantów, a nawet przez niejednego racyonalistę, opiewa, że po śmierci Najświętszej Panny przeniósł się ś. Jan z Jerozolimy do Efezu, aby powagą swoją zasłaniać kościoły Azyi Mniejszej przed rozwielmożnioną herezyą Cerynta i Ebionitów; że za Domicyana, wywieziony na poblizką wyspę Patmos, miał objawione sobie przyszłe losy Kościoła w obrazach olśniewających najśmielszą wyobraźnię, a gdy po upadku tyrana Nerwa, na prośby senatu, unieważnił jego wyroki, powrócił Jan Ś. do ukochanego
Strona:O początkach chrześcijaństwa.djvu/173
Ta strona została przepisana.