Przykład ten pokazuje, że metoda ta jest nieustającą iluzyą, bo jak powstanie, taksamo możnaby znikanie albo śmierć uważać za pogodzenie bytu z nicością. Ale że ze znikania nic się nie da wyprowadzić, przeto pomija się milczeniem, a samo tylko powstanie służy za tezę do nowej antytezy, które razem znowu się godzą w nowej syntezie.
Ta metoda panowała w r. 1840 nietylko w metafizyce, lecz nawet w naukach specyalnych, szczególnie historycznych. Pod jej samowładnym impulsem historya rodzaju ludzkiego zamieniła się w olbrzymi łańcuch tez i antytez, a każda epoka musiała być zaprzeczeniem poprzedniej, każde zdarzenie być wynikiem walki dwóch przeciwnych pierwiastków, społecznych, politycznych, naukowych lub religijnych[1].
- ↑ Za przykład może posłużyć hystoryozofia Hegla, która rozwojowi ludzkości naznacza trzy chwile wielkie, w trzech odrębnych światach uwiecznione: wschodnią, grecko-rzymską,
wiecznie; wydobywszy się z nicości, znowu do niej wraca. Ztąd powstania (Enstehen) naturalną antytezą jest przechodzenie (Vergehen). Ale dwa te momenta unieruchomiają się w nowej syntezie, w istnieniu (Dasein), bo rzecz, która istnieje, ongi powstała, a kiedyś przejdzie.
Mógłbym przedłużyć jeszcze ten szereg tez i antytez, sądzę jednak, że ta próbka heglowskiej dyalektyki wystarczy. Czytelnik odrazu dostrzeże grubego błędu, który, niby grzech pierworodny, cały system skaził, owej nieszczęsnej identyfikacji bytu z nicością, która nie ma żadnej logicznej podstawy. Bo jakkolwiek byt abstrakcyjny jest niesłychanie ubogim, pozbawionym wszelkiej rzeczywistości pojęciem, nie jest on przecież nicością, skoro ma tę jedne cechę dodatnią, że jest; nicość zaś ma same cechy ujemne. Identyfikować ich zatem nie można. Opowiadają Hegliści, że chociaż mistrz ich głosił, że byt i nic są absolutnie tosamo, dodawał wszakże, że są także absolutnie różne, bo ciągle przechodzą jedno w drugie, mimoto zostają czem były, jedno bytem, drugie nicością. Mógłbym zauważyć, że rozsądny człowiek nie zrozumie, jak dwie rzeczy mogą być absolutnie tosamo i absolutnie różne, ale umniejsza o to. To jedno podnoszę, że byt nigdy w nicość nie przechodzi. W świecie byt każdy konkretny przechodzi w byt inny, który poniekąd dla niego jest niebytem, ale bynajmniej niczem. Gdy chleb w organizmie ludzkim w krew się przemienia, przechodzi on nie jako w swoją negacyę, ale ta negacya jest także jestestwem a nie żadną nicością.