dzonego na Krzyżu z miłości ku ludziom, do Oblubienicy Chrystusa, zdają się wymagać niektórzy, aby był katem języka macierzystego swych wyznawców! Na coś podobnego mogę odpowiedzieć jedynie słowami wyrzeczonemi przezemnie na zjeździe w Welehradzie w r 1924: „My, kapłani katoliccy wszystkich obrządków musimy mieć odwagę przeciwstawiać się tym, którzy chcą w Kościele narzucać wiernym język niemacierzysty”.
Gdym mówił te słowa, myślałem też i o tych miljonach naszych współrodaków, rozproszonych po całej kuli ziemskiej w pogoni za kawałkiem chleba, którym tu i owdzie usiłują odebrać język macierzysty. Słowa moje nie pozostały bez echa. Nadesłano mi pismo z poza Polski z zapytaniem pełnem oburzenia, abym wskazał to prawo Boże, które zabrania narzucać wiernym język niemacierzysty. Na to pytanie krótka odpowiedź: Nie kradnij. Będziesz miłował bliźniego twego, jak samego siebie. Prawo to silniejsze ponad wszelkie tak zwane racje stanu.
Że pracujący wśród ludności, której języka dobrze nie znają, rozmawiają z sobą w tym języku, rzecz zrozumiała, uczą się bowiem tego języka. Nie można zdobyć dobrej znajomości języka bez odpowiedniej praktyki. Czy to zbrodnia? To jedynie potrzebna i pożyteczna praca. Nie można przecież narażać pracy tak wzniosłej, jak duszpasterska, na ciągłe
Strona:O pracy unijnej w Polsce.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.